piątek, 24 października 2014

Koszykówka dla dzieci. Czy trening może być zabawą?

O zaletach uprawiania sportu można wypowiadać się w bardzo szerokim kontekście, począwszy od korzyści zdrowotnych, poprzez te związane z rozwojem fizycznym, na korzyściach związanych z rozwojem psychicznym kończąc. Umiejętności i kompetencje, w które wyposaży dzieci sport, będą procentować w przyszłości, w życiu nie tylko sportowym, ale i osobistym. Aby wykorzystać pozytywy, które niesie za sobą sport, należy bardzo uważnie prowadzić zajęcia dla małych adeptów.
Bawić się czy trenować?

Zabawa, zdrowie i sport to trzy składowe aktywności ruchowej. Na wczesnym etapie szkolenia (do około 9 roku życia) dokładnie w takiej kolejności powinny być realizowane. W tym okresie dziecko dąży do zaspokajana naturalnej w tym wieku potrzeby ruchu i zabawy. Ukierunkowana zabawa jest więc w tej fazie najistotniejsza. Nie dość, że rozwija umiejętności, to także stanowi podwaliny motywacji wewnętrznej. A co najważniejsze jest powodem radości. - Zajęcia powinny obfitować w ćwiczenia rozwijające ogólną sprawność i kształtujące określone cechy motoryczne, natomiast wprowadzenie nadmiernej rywalizacji w tym wieku nie jest wskazane - podkreśla trenerka Akademii Koszykówki w Poznaniu. Dobrze jest dodać do zajęć elementy innych dyscyplin sportowych, w taki sposób, żeby dziecko z nimi zaznajomić.

Wczesna specjalizacja sportowa wiążąca się z naciskiem na uprawianie tylko jednej konkretnej dyscypliny od samego początku może nieść za sobą negatywne skutki. Niekorzystny wpływ na zdrowie i rozwój, szybsza rezygnacja z uprawianego sportu lub szybsze wypalenie, niechęć do jakiejkolwiek aktywności sportowej- to tylko niektóre z nich. Oczywiście niektóre sporty, jak na przykład gimnastyka artystyczna, wymagają wczesnej specjalizacji. Są jednak dyscypliny, w których sukcesy można osiągnąć zaczynając specjalistyczne treningi w wieku późniejszym. Do takich dyscyplin zalicza się koszykówkę, a najlepszym przykładem na potwierdzenie tego faktu są osoby Marcina Gortata i Tima Duncana. Obaj gracze rozpoczynali swoją karierę koszykarską relatywnie późno, wcześniej próbując swoich sił w innych sportach. Jeśli mamy do czynienia ze szkółką koszykarską, to poza zabawą, ćwiczeniami ogólnorozwojowymi i prostymi elementami koszykarskimi, znaleźć się też może miejsce dla kopania piłki. Dziecko uczy się przez modelowanie (czyli obserwowanie i naśladownictwo), dlatego rodzice spędzający aktywnie czas oraz trenerzy/animatorzy, którzy wykonują swoją pracę z pasją mogą zdziałać więcej niż myślą w zakresie kształtowania postaw sportowych u swoich podopiecznych. Bardzo ważnym dla nas elementem jest dobór sprzętu, który stanowi bazę w pracy z najmłodszymi sportowcami.

Wybór szkółki

Jest wiele dyscyplin sportowych, jak również wiele szkółek, które oferują zajęcia sportowe dla najmłodszych. Fakt ten może rodzić dylematy. Rodzice wielokrotnie zastanawiają się, na jakie zajęcia posłać dziecko. Kierując się wyborem należy zwrócić uwagę na elementy przedstawione powyżej oraz sprawdzić, jak funkcjonują dane akademie. Przede wszystkim kadra szkoleniowa w której na poziomie pracy z najmłodszymi musi być odpowiednio wyszkolona. Szkoła powinna być zaopatrzona w sztab trenerów, pedagoga, psychologa oraz fizjoterapeutę lub przynajmniej umożliwiać do nich dostęp.

Koszykówka kształtuje charakter

Koszykówka jest dyscypliną ciekawą, dynamiczną, bardzo rozwijającą. Kształtuje charakter. Poza wspomnianymi korzyściami jakie daje sport ogólnie, dyscyplina zespołowa jaką jest koszykówka sprawia, że dziecko uczy się funkcjonować i współpracować w grupie. Buduje to poczucie przynależności do grupy. Z czasem młody koszykarz przechodzi z myślenia "ja" na "my". Trenowanie sportu zespołowego pozytywnie wpływać może również na rozwój emocjonalny. Jak wykazują badania zawodnicy uprawiający sporty zespołowe charakteryzują się wyższym poziomem inteligencji emocjonalnej niż ci, którzy uprawiają sporty indywidualne. Co to w praktyce oznacza? Większą świadomość i rozumienie własnych emocji, umiejętność zarządzania nimi, a także umiejętność rozpoznawania emocji u innych.

Jak zachęcić dziecko do aktywności

Zachęcajmy dzieci do aktywności sportowej, ale nie zmuszajmy. Chwalmy, ale nie krytykujmy. Dziecko zaangażuje się w uprawianie sportu tylko wtedy, gdy będzie czerpało z niego przyjemność i gdy z zajęć będzie wychodziło z uśmiechem na twarzy. Pamiętajmy więc, że sport ma być dla dziecka pasją i źródłem radości. Jeśli tak się stanie, to możemy spodziewać się, że w przyszłości pozytywne efekty trenowania będą widoczne czy to na boisku, czy też w życiu codziennym.


Dla Akademii Koszykówki w Poznaniu i www.junior.sport.pl (październik 2014) 


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Jak funkcjonuje i rozwija się zespół sportowy?

Grupa sportowa, jak każda grupa, tworzy system- zespół powiązanych ze sobą „elementów”, które oddziałują na siebie i stanowią coś więcej niż tylko prostą sumę swoich części. System ma swoją strukturę, charakteryzuje go zróżnicowanie, dynamizm oraz zdolność do rozwoju. Niezależnie od tego, czy  bierzemy pod uwagę grupę młodych sportowców czy też starszych fazy rozwoju takiej grupy kształtują się podobnie.
W dzisiejszych realiach sportowych praktycznie cały czas mamy do czynienia z transferami i bardzo rzadko zdarzają się sytuacje, gdy drużyna na poziomie seniorskim w tym samym zestawieniu gra dłużej niż jeden sezon. Następują mniejsze lub większe rotacje w składzie, zarówno jeśli idzie o zawodników, jak i trenerów. Tworzone też są zespoły zupełnie od podstaw. Co sezon spotyka się więc ze sobą w okresie przygotowawczym grupa osób obcych lub jedynie częściowo sobie znanych. Jednostki te mają stworzyć prawdziwy zespół i osiągnąć wyznaczone cele. Dla jednych drużyn będzie to medal mistrzostw Polski, dla innych awans do wyższej klasy rozgrywkowej, jeszcze inni zaś postawią sobie za cel utrzymanie się w lidze.   
Jak więc sprawić, żeby grupa różnych osób stworzyła dobrze funkcjonujący organizm, zmierzający w określonym kierunku?
Z pomocą przychodzi nam Bruce Tuckman psycholog, który w czasie współpracy z amerykańską marynarką  wojenną w latach sześćdziesiątych stworzył model faz rozwoju grupy, z którego mogą korzystać obecnie i trenerzy i zawodnicy.  Znajomość tego modelu pozwoli na zrozumienie własnego zachowania, na identyfikację fazy, w której grupa się znajduje, a co za tym idzie na identyfikację zagrożeń, które ta faza za sobą niesie. Dzięki temu można zaś odpowiednio interweniować. W konsekwencji otrzymując spójny zespół zdolny do osiągania optymalnych wyników.
Oto jak przebiegają fazy rozwoju grupy wyróżnione przez Tuckmana:
Formowanie (Forming) - to pierwszy, początkowy etap i zespół w okresie chaosu i niepewności. Poszczególni członkowie dopiero się poznają, ich zachowanie jest zachowawcze i wynika głównie z pragnienia bycia akceptowanym przez innych oraz unikania konfliktów i kontrowersji . Jest to czas skupienia się na celach, które jako grupa chcemy osiągnąć i planowaniu. Zawodnicy zbierają informacje o sobie, określają wzorce zachowań, przydzielają poszczególnym osobom role i zaczynają budować więzi.  Jest to dobry etap, aby zaobserwować jak członkowie zespołu działają jako jednostki oraz jak zachowują się w odpowiedzi na presję.
Burza (Storming) - zespół w okresie konfliktu. Etap ten często bywa nieprzyjemny, ale jest niezbędny do dalszego rozwoju grupy. Zawodnicy otwierają się przed sobą, konfrontując swoje perspektywy i pomysły. W związku z tym pojawiają się różnice zdań i kłótnie między nimi.
Normowanie (Norming) – zespół staje się jednością. Na tym etapie pojawiają się normy, zasady i wartości, którymi kierować się będzie grupa i które są niezbędne do efektywnego jej funkcjonowania. Niebezpieczeństwo tej fazy wynika z faktu, że drużyna staje się zadowolona, co negatywnie może się odbić na motywacji.
Wykonanie/ utrwalanie (Performing)
– zespół zaczyna konstruktywnie i efektywnie działać.
Należy pamiętać, że kiedy do zespołu przychodzą nowe osoby, bądź odchodzą dotychczasowe albo kiedy zmienia się założony wcześniej cel, wtedy cofamy się do początkowej fazy formowania. W dzisiejszych czasach dzieje się to często.
Czy potrafisz już wskazać, na którym etapie rozwoju znajduje się obecnie Twój zespół?
Na co zwrócić uwagę?
Zazwyczaj myśli się, że dobre drużyny to takie w których nie ma konfliktów, a ich członkowie przez cały czas dogadują się ze sobą znakomicie . Nic bardziej mylnego! Konflikty bywają rozwojowe i pomagają drużynie przejść do wyższego poziomu funkcjonowania. Kluczem jest nie likwidacja lub omijanie każdego konfliktu, ale odróżnienie zdrowego konfliktu wynikającego z dynamiki grupy od konfliktu niszczącego. Pamiętajmy, że fazy burzy nie da się ominąć i trener nie powinien próbować tego robić.
W okresie przygotowawczym warto organizować spotkania z zawodnikami. Na pierwszym spotkaniu należy przedstawić ogólną wizję funkcjonowania drużyny. Na kolejnym, późniejszym można wspólnie przygotować „listę wartości” i ocenić ich ważność. Zadaniem trenera będzie moderacja dyskusji i sprawienie, że zawodnicy będą wyrażać swoją opinię.
Okres przygotowawczy to również czas, gdy zawodnicy mogą się poznawać poprzez uczestnictwo w grach i zabawach. Dlatego zachęcam trenerów do ich stosowania (szczególnie, jeśli mamy do czynienia z młodymi sportowcami).
Trener powinien ograniczyć swoje interwencje w nieporozumienia między zawodnikami i dać im szanse na to, żeby sami je rozwiązali. Zbyt dużo interwencji trenerskich w tym aspekcie może sprawić, że zawodnicy staną się zależni od trenera w kwestii rozwiązywania problemów.
Zadaniem trenera jest również stworzenie środowiska, w którym role graczy będą przejrzyste oraz w którym będzie panować wzajemne zrozumienie odnośnie potrzeb i oczekiwań oraz zaufanie do siebie nawzajem. Praca nad komunikacją jest także bardzo istotnym elementem (ale jest to już temat na osobny artykuł…).
Myślę, że dobrym zakończeniem i podsumowaniem tego tekstu będzie cytat byłego, amerykańskiego koszykarza Dave’a DeBusschere, który kiedyś powiedział:
The best teams have chemistry. They communicate with each other and they sacrifice personal glory for the common goal. 

Dla portalu psychologiasportu.pl  (luty 2014)

Grupy wsparcia dla osób w żałobie. Jak zachęcić kogoś do uczestnictwa w nich lub do skorzystania z pomocy psychoterapeuty?

Grupy wsparcia to grupy, których celem jest wzajemne niesienie pomocy, zaś jej źródło stanowią własne doświadczenia życiowe uczestników. Należy głośno mówić o tym, że istnieją takie formy pomocy i tym samym zachęcać osoby dotknięte śmiercią bliskich do udziału w nich, często nawet bezpłatnego.
Zdarza się, że osoby, które przychodzą do grupy mówią o tym, że bliscy i osoby wspierające nie do końca je rozumieją bądź nie wiedzą, jak się w stosunku do nich zachować. Słyszą z ich ust: „wszystko się kiedyś ułoży”, „będzie dobrze”, „bądź silna”, „masz przecież jeszcze jedno dziecko, masz dla kogo żyć”. To tylko przykłady, jednak nie są to słowa, które osoby będące w żałobie chcą słyszeć. Ich świat się rozpadł i nigdy już nie będzie taki sam, jak był. Potrzebują w tym momencie czegoś innego i tu właśnie zaczyna się bardzo ważna rola grup wsparcia, bo to tutaj osoby, które kogoś straciły znajdują pełne zrozumienie. Uczestnictwo w grupie zapewnia wsparcie emocjonalne, zapewnia poczucie bezpieczeństwa, przynależności i aprobaty, daje ulgę, czyli wszystko to, co składa się na wsparcie społeczne, tak bardzo potrzebne w tym trudnym okresie. Udział w takich grupach jest korzystny, bo osoby borykające się z trudnymi emocjami widzą, że nie są same, że takie stany towarzyszą wszystkim. Grupa może zapewnić o tym, że złość na zmarłego i poczucie winy są normalne i że z czasem miną. Łatwiej przecież uwierzyć komuś, kto przeżywa lub przeżywał to samo, co my.  Warto też zwrócić uwagę na pozytywny, potwierdzony badaniami wpływ mówienia o swoich przeżyciach na przystosowanie i przezwyciężanie kryzysów. Pod względem poznawczym porównywanie swoich doświadczeń z doświadczeniami innych uczestników grupy pozwala na nowe spojrzenie na zaistniałą sytuację, które ułatwia adaptację. Poza tym w polskich realiach na grupie jest psycholog towarzyszący w powrocie do życia, wspierający i tłumaczący, co się z dzieje na poszczególnych etapach przeżywania żałoby. Można oczywiście zgłosić się także po indywidualną pomoc do psychoterapeuty. Szczególnie w momentach, gdy nie jesteśmy jeszcze gotowi na udział w grupie wsparcia lub gdy czujemy, że żałoba trwa za długo.
Jednakże należy podkreślić, że żałobę trzeba przeżyć. Nie można jej ominąć i przyspieszyć. W tym nie pomoże nawet najlepszy specjalista i grupa wsparcia. Te formy pomocy zapobiegają patologizacji żałoby oraz wiele ułatwiają. Służą i to bardzo dobrze w lepszym przystosowaniu się, w konfrontacji z własnymi emocjami, w ułożeniu życia na nowo i choć to brzmi nieco abstrakcyjnie- w przekształceniu tych ciężkich chwil i emocji w coś pozytywnego.  Informowanie właśnie o tych korzyściach, które człowiek może dla siebie wynieść powinno stanowić podstawę do zachęcania do uczestnictwa w grupach wsparcia dla osób w żałobie lub w terapii indywidualnej. 


Dla jednego z portali żałobnych. (czerwiec 2012)

Na fenyloetyloaminowym rauszu - czyli słów parę o chemii miłości.

"Z mózgu bowiem, i z mózgu jedynie, początek swój biorą wszystkie rozkosze nasze i radości, śmiech oraz żarty, a takoż smutki nasze i bóle, żale i łzy". (Hipokrates)

Już Hipokrates zauważył, jak wielką rolę w powstawaniu emocji spełnia mózg. Jednak to nie on, a Candace Pert jest osobą, która dała początek historii molekuł emocji i tzw. chemii miłości. Pert odkryła receptory opiatowe i istnienie substancji, podobnej w działaniu do morfiny, wywołującej uczucie przyjemności, łagodzącej ból, jednakże wytwarzanej wewnątrz organizmu człowieka. Jej badania zainspirowały innych naukowców. Prof. Michel Liebowitz skupił się zaś na osobach nieszczęśliwie zakochanych. Badał również mózgi osób, które z miłości popełniły samobójstwo. Wszyscy z nich mieli obniżony poziom pewnej substancji, mianowicie fenyloetyloaminy(PEA). Inne badania dowiodły, że w moczu osób będących w szczęśliwych związkach znajduje się podwyższona ilość produktów rozpadu PEA, a w moczu osób będących tuż przed rozstaniem, zaniżona jej ilość.
Fenyloetyloamina jest neuroprzekaźnikiem, należącym do grupy amfetamin i to ona jest powszechnie uważana za substancje związaną ze stanem miłości i zakochania. PEA znajduje się między innymi także w czekoladzie albo w kakao, a jej wysokie stężenie w mózgu przyprawia nas o stany będące typowymi dla tych, które odczuwają narkomani. Jej psychoaktywne działanie powoduje, że pod wpływem spotkań z osobą, do której żywimy silne uczucia, a nawet pod wpływem wspomnień o tej osobie jesteśmy w stanie euforii, cierpmy na bezsenność, zaburzenia łaknienia i koncentracji, szybciej oddychamy. Gdybyśmy bez przerwy byli na takim fenyloetyloaminowym haju, umarlibyśmy bez wątpienia szybko, a powiedzenie miłość zabija nabrałoby wtedy dosłownego sensu.
Z wysokim poziomem PEA w mózgu łączy się wydzielanie noradrenaliny (która sprawia, że nasze serce zaczyna bić szybciej, a na twarzy pojawia się wstydliwy rumieniec), a ta z kolei ma wpływ na wydzielanie się dopaminy- tzw. hormonu szczęścia i uaktywnienie układu nagrody. Do głosu dochodzą też hormony płciowe, hormon odprężający LHRH, oksytocyna.

A jak to jest z końcem miłości, rozpadami związków? Czy to też jest powiązane z substancjami chemicznymi? Otóż tak. Organizm i nasz wrażliwy mózg przyzwyczajają się (tak jak w przypadku działania narkotyków) do produkowanej przez siebie wysokiej dawki PEA. Pojawia się efekt tolerancji i gwałtowne stany, które odczuwaliśmy na początku zanikają. Zamiast tego pojawia się co innego- przywiązanie, przyjemność, spokój, harmonia oraz … nuda- stany, za które odpowiada endorfina (wewnętrzne morfina) i która do tej pory była tłumiona przez PEA. Dzieje się to między 18 miesiącem a 4 rokiem trwania związku- wtedy też przeważnie pary przechodzą największe kryzysy. Gdy zegary biologiczne partnerów są nastawione podobnie to zauroczenie i zakochanie przekształcą się w dojrzałą miłość, a jeśli zaś u partnerów procesy związane z PEA i endorfinami przebiegają różnie to najprawdopodobniej rozstaną się oni. Taka właśnie moi drodzy jest miłość w języku naukowym.

A Wy jak myślicie? Czy wszystko da się wytłumaczyć biochemią? O co tak naprawdę chodzi w tej miłości - czy zakochanie to faktycznie jedynie stan fizjologicznej psychozy, a "orgazm to nic innego jak zatapianie mózgu endorfinami"?
Zastanawia mnie, jakie odczucia, przemyślenia towarzyszyły niepoprawnym romantykom podczas czytania tego tekstu, który sprowadził miłość do ciągu reakcji fizjologicznych organizmu? A ja cóż... w międzyczasie pójdę po czekoladę, przy okazji życząc wszystkim udanych Walentynek!!!

Dla bloga psychika.net (luty 2011)

Psycholog w drużynie koszykówki

Mimo iż podejście teoretyczne do psychologii sportu ma dość długą historię i tradycję, to jej zastosowanie w praktyce wydaje się być nadal niedostateczne. Wachlarz działań psychologa ze sportowcami, a także z trenerami jest bardzo szeroki. Walka ze stresem, praca nad koncentracją, motywacją, budowanie pewności siebie, integracja w zespole, odpowiednia komunikacja między zawodnikami oraz między zawodnikami a trenerem to tylko niektóre z elementów, nad którymi może pracować psycholog w drużynie koszykówki. Poprzez trening mentalny i trening umiejętności psychologicznych dążymy do optymalizacji działania i podnoszenia poziomu osiągnięć sportowych. Warto też wspomnieć o koszykarzach i koszykarkach, którzy przerwali karierę lub ją zakończyli z powodu kontuzji bądź przejścia na sportową emeryturę - oni też mogą zostać objęci opieką psychologa sportowego. Psycholog może również odegrać istotną rolę w profilaktyce, promocji zdrowia i aktywności fizycznej. Dość często stawiane pytanie- czy w koszykówce jest miejsce dla psychologa sportowego?- jest dla mnie jedynie pytaniem retorycznym. I choć polskie kluby sportowe korzystają z usług doradczych psychologów wydaję się, że jest to działanie nadal bardzo ograniczone i na niewielką skalę. Zrozumienie, że ważny jest nie tylko trening fizyczny, ale też trening psychiki staje się tu kluczową sprawą. Według mnie nie ma przesady w stwierdzeniu, że sport na najwyższym poziomie to w 90 procentach psychika.

Katarzyna Grześczyk
(Wielkopolski Basket, listopad 2011, nr 4)

Narysuj mi coś, a powiem ci kim jesteś…? Blaski i cienie stosowania rysunku w praktyce psychoterapeutycznej.

Rysunek w psychoterapii ma historię sięgającą drugiej połowy XIX wieku. Mimo iż wzbudza razem z  innymi metodami projekcyjnymi metodologiczne kontrowersje, to dziś stosowany jest przez większość psychologów.  Nic dziwnego ponieważ jest to metoda posiadająca wiele zalet. Dzięki niej pacjent może komunikować się sam z sobą, z terapeutą, wzrasta jego poczucie kontroli. Samemu terapeucie łatwiej dotrzeć do pacjenta przez rysunek- czasem jest to jedyna możliwość nawiązania kontaktu. Rysunek sprawia radość, redukuje napięcie, daje możliwość wyrażania własnych przeżyć, o których werbalnie pacjenci nie chcą lub nie mogą komunikować. Zawiera treści świadome i nieświadome. Ma bardzo szerokie zastosowanie- w pracy indywidualnej, w pracy z grupą, z dziećmi, z dorosłymi, zarówno w procesie diagnostycznym, jak i terapii.
Najczęściej wybierana przez psychologów forma to dom-drzewo- postać, ale można rysować cokolwiek  np. własne emocje, postać w deszczu, siebie przed, w trakcie i po terapii, rodzinę,  najwcześniejsze wspomnienie, to jak widzi mnie świat itd. itd.
Nadinterpretacja, nadużycie?
Stosowanie rysunku w terapii i diagnozie jest generalnie proste, jednak tym, co dostarcza trudności jest interpretacja wytworu pacjenta.  Zbyt często psychologowie wpadają w pułapkę dając rysunkowi zbytnią wiarę, traktując go jako główny (lub niestety jedyny)element np. diagnozy. Powszechne są nadinterpretacje, które częstokroć powodują daleko idące w skutkach konsekwencje. Tak, jak było to w przypadku nagłośnionej przez TVN sprawy 5 letniej Sary, która spędziła 3 tygodnie w domu dziecka, ponieważ psycholog szkolny na podstawie jedynie rysunku (postać mężczyzny nazwanego „dziadem” z intymną częścią ciała) stwierdził, że dziewczynka jest molestowana przez swojego dziadka. Biegli sądowi po dalszym badaniu orzekli, że dziewczynka nie nosi znamion molestowania. Sara wróciła do domu, jej rodzina została objęta nadzorem kuratorskim, jednak szkody, jakie wyrządzono dziecku zdają się być ogromne. Dlatego też należy podchodzić do każdego rysunku z ostrożnością i nie traktować go jako odosobnionej metody, na której tylko i wyłącznie opiera się swoje hipotezy i wysnuwa wnioski. Lepiej też, żeby tych rysunków było kilka, a na temat każdego z nich powinien być przeprowadzony wywiad.
Na co zwracać uwagę?
Liczy się oczywiście efekt końcowy: to co jest na rysunku, to jaka jest jego wielkość, jaka jest wielkość i pochylenie postaci, części ciała, kolor, kreska (pogrubiona, przerywana), jakie jest rozmieszczenie rysunku, co się wyróżnia -można powiedzieć ważne jest „wszystko” to, co widzimy na kartce (książka Rysunek w psychoterapii autorstwa Ostera i Goulda jest źródłem wiedzy o pojawiających się na rysunkach wskaźnikach i symbolach przydatnych do interpretacji, co do których zgadzają się teoretycy). Niezbędna jest również obserwacja samego procesu twórczego-co w jakiej kolejności było rysowane, z rysowaniem czego był problem.
Zadajmy sobie teraz pytania: co jeśli ktoś jest po studiach artystycznych, gdzie uczy się określonych technik albo ma po prostu talent? Albo przed chwila obejrzał kreskówkę, na której się wzorował? Osławiona dziupla - czy faktycznie ktoś kto ją rysuje był molestowany? A może to przedszkolanka, która nauczyła kiedyś to dziecko rysować drzewo z dziuplą miała problem? Wszystko to bierze się również pod uwagę.
Krótko i zwięźle podsumowując. Rysunek jest metodą bardzo pociągająca i przyjemną, którą łatwo się zachłysnąć. Jednak odpowiednio stosowany może być nieocenionym źródłem wiedzy o pacjencie. 

Dla bloga psychika.net (luty 2012)