poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Na fenyloetyloaminowym rauszu - czyli słów parę o chemii miłości.

"Z mózgu bowiem, i z mózgu jedynie, początek swój biorą wszystkie rozkosze nasze i radości, śmiech oraz żarty, a takoż smutki nasze i bóle, żale i łzy". (Hipokrates)

Już Hipokrates zauważył, jak wielką rolę w powstawaniu emocji spełnia mózg. Jednak to nie on, a Candace Pert jest osobą, która dała początek historii molekuł emocji i tzw. chemii miłości. Pert odkryła receptory opiatowe i istnienie substancji, podobnej w działaniu do morfiny, wywołującej uczucie przyjemności, łagodzącej ból, jednakże wytwarzanej wewnątrz organizmu człowieka. Jej badania zainspirowały innych naukowców. Prof. Michel Liebowitz skupił się zaś na osobach nieszczęśliwie zakochanych. Badał również mózgi osób, które z miłości popełniły samobójstwo. Wszyscy z nich mieli obniżony poziom pewnej substancji, mianowicie fenyloetyloaminy(PEA). Inne badania dowiodły, że w moczu osób będących w szczęśliwych związkach znajduje się podwyższona ilość produktów rozpadu PEA, a w moczu osób będących tuż przed rozstaniem, zaniżona jej ilość.
Fenyloetyloamina jest neuroprzekaźnikiem, należącym do grupy amfetamin i to ona jest powszechnie uważana za substancje związaną ze stanem miłości i zakochania. PEA znajduje się między innymi także w czekoladzie albo w kakao, a jej wysokie stężenie w mózgu przyprawia nas o stany będące typowymi dla tych, które odczuwają narkomani. Jej psychoaktywne działanie powoduje, że pod wpływem spotkań z osobą, do której żywimy silne uczucia, a nawet pod wpływem wspomnień o tej osobie jesteśmy w stanie euforii, cierpmy na bezsenność, zaburzenia łaknienia i koncentracji, szybciej oddychamy. Gdybyśmy bez przerwy byli na takim fenyloetyloaminowym haju, umarlibyśmy bez wątpienia szybko, a powiedzenie miłość zabija nabrałoby wtedy dosłownego sensu.
Z wysokim poziomem PEA w mózgu łączy się wydzielanie noradrenaliny (która sprawia, że nasze serce zaczyna bić szybciej, a na twarzy pojawia się wstydliwy rumieniec), a ta z kolei ma wpływ na wydzielanie się dopaminy- tzw. hormonu szczęścia i uaktywnienie układu nagrody. Do głosu dochodzą też hormony płciowe, hormon odprężający LHRH, oksytocyna.

A jak to jest z końcem miłości, rozpadami związków? Czy to też jest powiązane z substancjami chemicznymi? Otóż tak. Organizm i nasz wrażliwy mózg przyzwyczajają się (tak jak w przypadku działania narkotyków) do produkowanej przez siebie wysokiej dawki PEA. Pojawia się efekt tolerancji i gwałtowne stany, które odczuwaliśmy na początku zanikają. Zamiast tego pojawia się co innego- przywiązanie, przyjemność, spokój, harmonia oraz … nuda- stany, za które odpowiada endorfina (wewnętrzne morfina) i która do tej pory była tłumiona przez PEA. Dzieje się to między 18 miesiącem a 4 rokiem trwania związku- wtedy też przeważnie pary przechodzą największe kryzysy. Gdy zegary biologiczne partnerów są nastawione podobnie to zauroczenie i zakochanie przekształcą się w dojrzałą miłość, a jeśli zaś u partnerów procesy związane z PEA i endorfinami przebiegają różnie to najprawdopodobniej rozstaną się oni. Taka właśnie moi drodzy jest miłość w języku naukowym.

A Wy jak myślicie? Czy wszystko da się wytłumaczyć biochemią? O co tak naprawdę chodzi w tej miłości - czy zakochanie to faktycznie jedynie stan fizjologicznej psychozy, a "orgazm to nic innego jak zatapianie mózgu endorfinami"?
Zastanawia mnie, jakie odczucia, przemyślenia towarzyszyły niepoprawnym romantykom podczas czytania tego tekstu, który sprowadził miłość do ciągu reakcji fizjologicznych organizmu? A ja cóż... w międzyczasie pójdę po czekoladę, przy okazji życząc wszystkim udanych Walentynek!!!

Dla bloga psychika.net (luty 2011)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz